Teściowa jakoś dawno mnie nie zirytowała. Może dlatego, że rzadko się ostatnio widujemy. No ale nic nie może przecież wiecznie trwać, jak mówią słowa piosenki, dlatego też w końcu zadzwoniła
Zadzwoniła, żeby mi powiedzieć co chce dostać w prezencie świątecznym. Pewnie nawet bym się ucieszyła, bo zawsze to lepiej wiedzieć z czego obdarowywany się ucieszy, ale już w tamtym roku ustaliliśmy, że rodzina jest duża i ciągle się powiększa, nie będziemy więc robić sobie prezentów. Podarunki miały dostać tylko dzieci, dorośli mieli obdarowywać się wyłącznie w małżeństwach. Poprzypominam więc co zostało ustalone i informuję, że nie szukaliśmy prezentów ani dla teściów, ani dla szwagra i jego żony, ani dla pozostałych członków rodziny. Teściowa jednak zupełnie nie zważając na to, co do nie mówię, kontynuowała swoją wypowiedź i poinformowała mnie, że my dostaniemy pieniądze. Normalnie uznałabym, że lepsza koperta pod choinką niż kolejna para za dużych lub za małych majtek czy też super połyskujących cieni do powiek, no ale przecież ustaliliśmy, że prezentów nie będzie. Po kilku minutach rozmowy dałam jednak za wygraną. Uznałam, że przyjmę kopertę i że kupię teściowej to, co chciałaby dostać. Temat uznałam za zakończony. Przedwcześnie.
Wczoraj mąż był u teściów, żeby pomóc rodzicom w jakiejś drobnej naprawie czegoś tam. I co przywiózł? Gotówkę. Okazało się, że ja źle zrozumiałam. My nie dostaniemy koperty "od Mikołaja". My dostaliśmy tę kopertę już. Ja mam teraz jechać do sklepu, kupić prezenty, zapakować je i zawieźć do teściowej przed świętami, a ona je położy pod choinką. A w święta mam być mile zaskoczona tym, że teściówka tak dobrze trafiła w mój gust.